środa, 2 listopada 2011

.........................

Kochane dziękuje za komentarze pod poprzednia notka. To bardzo miłe.
Co u nas? Zyjemy dosc intensywnie. Ja studiuje i studiuje, mąż pracuje i studiuje. Roboty mamy po kokardy. Z moja magisterka -szlak mnie trafia. Roslina sie buntuje, pracy duzo bo pani promotor chcialaby po obronie walczyc o publikacje fragmentu mojej pracy w pismie naukowym. Takze to latwe nie jest, a co mowic o tym jak brak literatury bo nikt tym tematem sie wczesniej nie zajmowal, a i gwarancji nie ma, ze zdobedziemy publikacje mojej pracy. Na to terzeba lat. I ogolnie nerwy mam, bo juz duzo zrobione i gdybysmy normalnie pisaly teraz byloby mi latwiej.A tu ciagle pod góre.
Zajecia na podyplo mam co 2tyg. Lubie tam chodzic i ubolewam troszke, ze koncza mi sie zajecia pod koniec stycznia. Z praktyk zostalo mi wydrukowac caly moj dorobek, ktory napisalam i zaniesc do podpisu.Prace zaliczeniowa -napisac miniprogram godzin wychowawczych tez zrobilam, nie mam pewnosci czy ok bo w zasadzie nikt nam nie wytlumaczyl jak mamy to zrobic. Najwyzej poprawie. Anikety w szkole tez nauczyciele mi porobili, takze z tym pomalu spokoj.

Zajecia u mnie na biol. Ciekawe ale prowadzacy-bez komentarza!! Normalnie czasem noz w kieszeni sie otwiera.A podobno ostatni rok mial byc lzejszy.

W niedziele byl u nas brat Krzesika z zona i corka. Zjedlismy obiadek, a potem pojechalismy na groby K do Chełma wszyscy razem.

W małżeństwie żyje mi sie cudownie. Mam nadzieje,ze tak bedzie bardzo dlugo, albo i zawsze. Uwielbiam czuc oddech meza na ramieniu kiedy spimy. Patrzec na jego buzike od rana. Gotować-żadko , ale czasem razem. Bo ogolnie nie ma czasu na gotowanie. Sprzatac i prac wspolnie. Dostawac kanapki rano do pracy i sniadanie do łożka. Miec wrzaca kapiel w wannie z babelkami przygotowana przez meza itd.

Ostatnio nawet upieklam swoj pierwszy w zyciu sernik. Byl bardzo dobry, zawiozlam tez kawalek babci i rodzicom. Takze im smakowal.

Ponadto robimy zakupy-uzupelniam szafe i snujemy plany na przyszlosc. Jednak z moich planow nigdy nic nie wynikalo! Ale warto miec jakis cel. Za 2tyg planujemy wyjazd do Warszawy-ale co z tego wyjdzie, nie wiem.

Wczoraj rundka objazdowa po grobach potem obiad u Babci. A dzis od rana biegam na nogach....sil mi juz brak. Jutro wracam do Lublina, zajecia na 14...aj zeby juz byl czerwiec!

Boje sie tych badan, pisania pracy, obrony. Bo nie wiem kiedy uda mi sie to wszystko skonczyc. Az czasami, nawet dzis mam koszmary nocne z tego powodu!

4 komentarze:

  1. Cieszę się, że życie małżeńskie Ci słuzy :)

    A nawałem pracy aż tak się nie zamartwiaj.. Każdy musi niestety przejść przez taki okres w swoim życiu. Glowa do góry!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie martw się pracą, na pewno sobie poradzisz! No bo kto, jak nie TY?! ;)
    Uśmiechnij się i powiedz sobie, że od dziś wszystko, ale to wszystko będzie się układało. Nie ważne jak i co, ale będzie i już! O! A nie tam, że zawsze pech i z planów nic nie wychodzi. Pamiętam, jak zakładałaś nowego bloga na jakimś tam innym portalu i po paru postach zrezygnowałaś i przeniosłaś się tu, bo tam nie czułaś się dobrze. I napisałaś, że tu to jest właśnie to (no może nie tymi słowy, ale mniej więcej taki był sens). Postanowiłaś - zrobiłaś! I tak właśnie też postąp z z życiem, z przeszłością. Była, ale coś nie tak? No to zaczynamy kombinować w inną stronę. No to teraz nowy rozdział, nowe życie i MA BYĆ dobrze. Postanów sobie i niech tak będzie :) Rozpocznij je na nowych, fajnych zasadach. Na WŁASNYCH zasadach. Bo jesteś już dorosła, bo to Ty rządzisz swoim losem, a nie on Tobą, bo to Twoje szczęście, bo nikt za Ciebie nie umrze, więc niech nikt nie mówi Ci jak masz żyć :) Pozytywne myślenie, dziewczyno! Wiesz... z tyloma rzeczami już sobie poradziłaś, sama pomyśl - ile rzeczy potencjalnie niemożliwych udało Ci się zrealizować? Hmmm? Pomyśl o tym przez chwilkę teraz. I pewnie już się uśmiechasz, bo wiesz, że było tego mnóstwo! Więc czemu nie miałabyś odwrócić fatum i zamiast pomyśleć "plany są, ale jak zwykle pewnie nic z tego nie wyjdzie..." to zwyczajnie powiedzieć sobie "są plany, a więc supeeeerrrr, że się uda wszystko, no bo komu miałoby się udać jak nie mi?". I co, nie brzmi lepiej? :) Wiem, że łatwiej się mówi, niż wykonuje, ale też jestem na takim etapie, że wszystko się u mnie zmienia i od pozytywnego nastawienia zaczęłam. I lżej mi. I Tobie też życzę tej lekkości :) I tak jeszcze na koniec mojego i tak przydługiego już komentarza, muszę się przyznać, że Twojego bloga czytam od kilku lat już. Niemal od początku i jestem pod olbrzymim wrażeniem Twojej osoby - a konkretniej tego, kim się stałaś :) Pamiętam Cię zamkniętą w sobie, taką trochę na uboczu, mało kontaktową... albo może tylko takie wrażenie sprawiałaś, a ja po prostu nie miałam okazji poznać Cię na prawdę... (?) W każdym razie bardzo Ci kibicuję i mam nadzieję, że wszystko będzie Ci się układało. Serio! 3maj się i nie poddawaj. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja chciałabym być już żoną:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana co u Ciebie? Dawno nie pisałaś :( Czekam :)

    OdpowiedzUsuń